(TEN GIF TOTALNIE - IDEALNIE ODWZOROWUJE OSTATNIĄ SCENĘ TEGO ROZDZIAŁU, SO ZAPRASZAM!)
Rozdział III.
Harry
zadzwonił do drzwi swojego domu, ochraniając się przed deszczem teczką i
czekając, aż drzwi otworzy jego żona. Minęło pół minuty, gdy się uchyliły, a
Pottera powitała jego ukochana Ginny.
- Och, wreszcie jesteś! – Przytuliła go mocno, wciągając jak
najszybciej do środka, by nie przemoknął jeszcze bardziej. Ze spodni i płaszcza
spływały mu krople, stukając rytmicznie o kafelki w korytarzu. Zdjął więc
płaszcz, wieszając go na stojaku i obdarował Ginewre pocałunkiem w policzek.
- Pół godziny temu przyszła Hermiona i Ron. Są w
kuchni…Chodź. Przygotowałam Ci herbatę – uśmiechnęła się serdecznie, prowadząc
go do kuchni. Rzeczywiście; małżeństwo Weasley siedziało obok siebie, sącząc
napój z filiżanek.
- Złożyłeś raport Kingsleyowi? – Spytał się na wstępie
Ronald, gdy Harry usiadł przed nimi na krześle. Przecząco pokiwał głową.
- Nie. Zacząłem go pisać, ale stwierdziłem, że jutro po
prostu porozmawiam z Ministrem. Coś mnie niepokoi w tym wszystkim… - odparł,
przecierając mokre czoło dłonią. Był bardzo zmęczony, a jednocześnie
zaniepokojony sprawą z morderstwem. – Cho postara się rozpoznać kobietę ze
zdjęcia. Jeżeli spotkamy się jeszcze raz z takim zabójstwem i znakiem, możemy
sądzić, że Srebrny Wąż rzeczywiście istnieje i…próbuje być taki jak Voldemort.
– Wzdrygnął się na samą myśl.
Deszcz
bębnił w szybę, a w pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. Wreszcie Ginny
podała herbatę Harry’emu i dosiadła się obok niego. Hermiona odstawiła
filiżankę i odgarnęła loki, podnosząc głowę.
- Muszę Wam coś powiedzieć. Chodzi o Draco… - zaczęła, a
Ron, słysząc imię, od razu prychnął niezadowolony. Mimo to panna Weasley
kontynuowała. – Dzisiaj się na niego natrafiłam. Na początku wyglądał
normalnie, lecz nagle, gdy miałam już iść, złapał mnie za rękę i desperacko
powiedział, że prosi mnie o pomoc, a potem zniknął. – Westchnęła głęboko.
Dzisiejsze wydarzenie z Malfoyem nie dawało jej spokoju przez cały dzień, przez
co nie mogła się nawet skupić na pracy, a zwłaszcza przy sprawie z
niebezpieczną szajką czarodziejów z Londynu, którzy sprzedawali mugolom
niebezpieczne substancje odurzające. Gdy dowiedziała się o morderstwie i znaku
Srebrnego Węża, pomyślała, że Draco może być w to zamieszany; w końcu był
młodym poplecznikiem Czarnego Pana i wywodził się ze śmierciożerczej rodziny.
- Czemu w ogóle prosił Cię o pomoc? Jak jeszcze raz go
zobaczysz, to powiedz mi i się z nim rozprawie. Mojej żony się nie zaczepia… - burknął rozgoryczony Ron,
dopijając herbatę. Hermiona westchnęła głęboko.
- Chodzi mi o to…że może być zamieszany w tego Srebrnego
Węża – powiedziała cicho, poprawiając wsuwkę, która podtrzymywała jej grzywkę.
Oparła się wygodnie, patrząc się oczekująco na Harry’ego.
- Cóż, będę miał go na oku. Możesz mieć faktyczne
podejrzenia…Nie chciałbym być niegrzeczny, ale po prostu…jestem wykończony.
Chciałbym zasnąć, jutro wcześnie wstaje – Potter ziewnął, wstając z krzesła. –
Widzę też, że Ron nie wygląda również na najbardziej wypoczętego. Kto wie, może
jutro czeka nas dużo pracy…Żegnajcie. – Machnął ręką i wyszedł z kuchni,
całując przy tym Ginny w policzek. Po chwili słychać było, jak wchodzi po
skrzypiących schodach i zamyka drzwi od sypialni. Po dziesięciu minutach,
Ginewra pożegnała się z małżeństwem i również dołączyła do męża, upewniając
się, że Lily spokojnie śpi…
**
Rano,
Harry Potter zbudził się wcześnie. Jego żona jeszcze smacznie spała, a zegar
wskazywał godzinę piątą. Nie mógł jednak spać, z powodu, że coś natrętnie
stukało na parterze. Założył okulary i nakładając na siebie szlafrok, zszedł
szybkim krokiem na dół. Rozejrzał się po korytarzu i dopiero po chwili ujrzał,
że do domu próbuje się dobić sowa. Potter zaśmiał się i od razu otworzył okno.
Szara sówka zniecierpliwienie pohukiwała, wręczyła właścicielowi list i jak
najprędzej odleciała. Harry zamknął okno i usiadł w salonie, przyglądając się
kopercie.
- Minerwa McGonagall do pana Pottera – przeczytał na głos napis
znajdujący się w górnym roku załącznika i delikatnie otworzył powłokę.
Zaciekawiony, wyciągnął natychmiast list napisany niezwykle starannym pismem
pani McGonagall.
Drogi panie Potterze,
Dzisiejszej nocy woźny
Filch znalazł ciało jednego z uczniów w szkolnej toalecie. Usłyszał głośny
trzask i jak najprędzej poszedł do toalety, lecz uczeń był już martwy. Został
potraktowany Zaklęciem Niewybaczalnym i jednocześnie uśmiercającym. Nie wiemy,
kim jest zabójca. To co wstrząsnęło nas najbardziej to fakt, iż zamordowanym
jest uczeń pierwszego roku; Scorpius Malfoy. Syn Dracona. Obawiam się, że…nie
była to przypadkowa ofiara. Już dzisiaj, będę w Ministerstwie. Chce się z panem
spotkać, zastępuje mnie tymczasowo profesor Flitwick.
Z wyrazami szacunku,
Prof. Minerwa
McGonagall.
Harry
odłożył list mocno zszokowany, przypominając sobie, co mówiła Hermiona. Czym
prędzej chciał wybrać się do Ministerstwa by spotkać się z panią Minerwą. Przez chwilę rozmyślał nad związkiem tego
wszystkiego; dziwne zachowania Dracona, znak Srebrnego Węża i morderstwo
Cormacka. W dodatku, wie, jaka wrzawa będzie w Ministerstwie, w końcu w Hogwarcie
zmarł syn dyrektora Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof. Siedział
jeszcze chwilę skupiony, gdy z rozmyślania wyrwał go zagubiony głos swojej
córki, Lily.
- Tatusiu, śnił mi się koszmar – powiedziała, od razu
przybiegając do Harry’ego i wieszając mu się na szyi. – Boję się…
- A co ci się takiego śniło, kochanie? – Spytał się,
przytulając mocno drobną córkę. Była cała spocona; zupełnie tak jak Harry przed
lat, gdy to jemu śniły mu się koszmary z Czarnym Panem w roli głównej.
- Jak w jakimś pomieszczeniu pasującym do wielkiej łazienki,
ktoś w czarnej szacie rzuca zaklęcie na jakiegoś bladego chłopca. On
chyba…chhhyba umarł – zalała się łzami, wtulając się mocniej w ciało taty.
Pottera zmroziło. Właśnie dostał list z wiadomością, że zmarł Scorpius Malfoy,
a jej córce śnił się koszmar, gdzie widziała, jak ktoś rzuca na niego Avadę.
Poczuł, jak jego żołądek się skurcza, a serce zaczęło łomotać.
- Idź do mamy, dobrze? Połóż się obok niej, przytul. Na
pewno będziesz w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. Ja…muszę się szykować
do pracy. Jak zaśniesz koło mamy, żaden koszmar Ci się już nie przyśni –
powiedział, próbując zachować spokojny ton, natomiast jego ciało drżało.
Patrzył się niespokojnie, jak córka znika za rogiem drzwi do sypialni, po czym,
nadal zszokowany, zaczął się szykować. Stwierdził, iż jak najszybciej powie o tym
pani McGonagall.
**
W
Ministerstwie trwała wrzawa. Cały korytarz przemierzały dziesiątki dziennikarzy,
zaś inne osoby, po prostu stały i natrętnie o czymś rozmawiali. Harry doskonale
wiedział, na jaki temat plotkowali. Śmierć Scorpiusa w Hogwarcie…syna Dracona.
Jego myśli były wielką mieszaniną rzeczy z minionego tygodnia i czuł, że musi z
kimś o tym porozmawiać. Niezmiernie się więc cieszył, że spotka się z Minerwą,
osobą odpowiedzialną oraz niezwykle mądrą. Przepchnął się przez tłum
czarodziejów, którzy łypali na niego wzrokiem. Później wymijał natrętnych
dziennikarzy, chcąc potraktować ich Petrificus Totalus, aż wreszcie dotarł do
windy. Gdy dotarł na właściwe piętro, szybkim krokiem ponaglił do Kwatery
Głównej. Gdy zauważył profesor McGonagall siedzącą wraz z Ronem, Hermioną,
Clausem i Cho oraz innymi Aurorami, na przykład Susan Bones, odetchnął z ulgą.
- Och, witaj, panie Potter! – Wstała z miejsca i serdecznie
uścisnęła Harry’ego. Odwzajemnił uścisk,
unosząc kąciki ust do góry. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie widząc to powitanie,
tak samo jak reszta zebranych. Po chwili
McGonagall ponownie usiadła na krześle.
- Jak wiesz…zabity został Scorpius Malfoy. Niepokoi mnie to,
zwłaszcza, gdy dowiedziałam się już od panny Gran…znaczy, od panny Weasley, o
zachowaniu Dracona. Ron, Claus i Cho opowiedzieli mi również o Cormacku.
Najgorsze jest to, że…posiadamy tak mało informacji. – Pani McGonagall
westchnęła zrezygnowana, patrząc się na Pottera.
- Czy widziano gdzieś Draco? Wypowiadał się na ten temat? –
Harry skierował to pytanie do wszystkich. Jako pierwszy, głos zabrał Claus.
- Nie było go dzisiaj w Ministerstwie. Dziennikarze próbują
go bezskutecznie szukać… - powiedział, krzyżując ręce na brzuchu. Harry,
próbował się skupić, lecz bez żadnego skutku. Wreszcie poprosił Minerwę, aby
porozmawiali osobiście. Wyszli więc na korytarz.
- Pani Minerwo…nie umiem zebrać myśli. Domniemany Srebrny
Wąż i cała reszta rzeczy…pojawiła się tak szybko i nagle. – Pogładził włosy,
chodząc nerwowo i wsadzając ręce do kieszeni. Była profesor transmutacji,
współczująco patrzyła się na szefa Aurorów.
- Rozumiem cię – poklepała swego starego ucznia po plecach,
zupełnie nienaturalnie. Harry się zdziwił. – Jest jedna rzecz o której chciałam
Ci wspomnieć. Tobie, osobiście, gdyż gdybym powiedziała to Hermionie, lub
Ronowi, z pewnością miałoby to jakieś skutki. Otóż to, miesiąc temu, na
początku roku szkolnego, odwiedził mnie Draco. Był strasznie poddenerwowany,
wszedł do mnie do gabinetu i jedyne co mi powiedział to to, żebym uważała na jego
syna. Iż jest on w niebezpieczeństwie. Wyszedł. Nie próbowałam go gonić…Siedziałam
zszokowana i przejęta. Wszyscy wiemy, jaką przeszłość miał Draco. Czułam, że
jest w coś zamieszany, a zwłaszcza, iż w tamtym okresie głośno było o Srebrnym
Wężu. Ktoś nawet rzucił, że szuka swych poddanych w byłych Śmierciożercach. Nie
powiedziałam nikomu o tym wydarzeniu, aż do teraz. – Skończyła mówić,
oddychając głęboko. Stukała pantoflami o posadzkę, chodząc w kółko.
- Czyli wychodzi na to, że jak najszybciej musimy znaleźć
Dracona… - zaczął Harry. Minerwa szybko mu przerwała.
- Ja poszukam go z tobą. Chyba, że chcesz, aby potowarzyszyliby
Ci twoi pracownicy – spojrzała się pytająco.
- To nie będzie konieczne… - odparł Harry, zupełnie
zapominając o wspomnieniu pani McGonagall o koszmarze swojej córki.
**
- Lumos! – Draco rozświetlił sobie drogę. Szedł powolnym
krokiem, tak, aby nikt go nie usłyszał. Uchylił lekko drzwi i skierował
różdżkę, tak, by oświetlała podłogę. Słychać było jego łkanie oraz gwałtowny
oddech.
- Wiesz, że nigdy nie chciałem tego robić, ojcze…Ale przez
ciebie niosę teraz na sobie brzemię. Mój syn zmarł. Z pewnością gdybym nie
byłbym tym, ten plugawy Srebrny Wąż
nie zagrażałby mnie oraz całej mojej rodzinie – załkał głośniej. – Cały czas
czuję, że mój organizm obumiera. Komórka po komórce, a ja sam wariuje. –
Podszedł do łóżka, oświetlając wychudzoną twarz swojego ojca.
- Draco…Mój kochany synu – Lucjusz Malfoy płakał. Po jego
kościstych polikach spływały łzy. Dracon ani zadrgał.
- Milcz! Chciałeś mnie chronić, oddając cząstkę duszy
Voldemorta mnie – tutaj głęboko odetchnął. – Pragnąłeś, abym był obrzydliwie
silny i niby bezpieczny. Zapomniałeś jednak, mój plugawy ojcze, że on,
Voldemort, stworzył postać, której również podarował tą samą cząstkę duszy, co
mnie. Tylko, że była o wiele silniejsza. Srebrny Wąż. Ten, który mnie znalazł i
naznaczył na mym ciele swój znak…Wtargnął bezprawnie do mojego ciała,
wykorzystując ten jeden, pieprzony element duszy Voldemorta! AVADA KEDAVRA! –
Wycelował różdżkę wprost w ciało swego ojca. Zaczął płakać i upadł na podłogę. Jego
oddech stawał się coraz bardziej niespokojny…
‘Mój kochhhany…Twoje
ciało umiera. Jestem jak toksyna, która powoli spala twoją całą duszę, umysł i
komórki. Wieszz doskonale, kto zabił twojego syna. Lecz nie płacz! Niedługo do
niego dołączysz. Pamiętam tylko, kto jest następnym dziedzicem łzy…dzieci
Potttttera!’
NOTKA OD AUTORKI
W tym
rozdziale wyjawiłam dość…dużo. Lecz to wszystko nadal jest uwikłane tajemnicą J I owszem, choć Draco
jest pewną częścią tej zagadki, to z pewnością seria skupiać się na nim nie będzie
:D Na pewno miarowo wszystko będzie się układało oraz wyjawiało kolejne
tajemnice.
Pozdrawiam. (I TAK, PROSZĘ O KOMENTARZE ;c)