środa, 18 maja 2016

Rozdział I

Rozdział I.
                W powietrzu unosił się zapach jajecznicy i bekonu, zaś do uszu dobiegało bębnienie deszczu w okno. Harry wiedział, iż zaraz musi wstać z ciepłego łóżka, spod miękkiej pościeli i zacząć dzień, tak jak zaczynał go zwykle. Odetchnął ciężko, pocierając oczy i sięgając w następnej chwili po okulary, leżące na szafce nocnej, tuż obok zdjęcia rodzinnego. Widząc uśmiechniętą Ginny i swoje szczęśliwe dzieci,  poranek  od razu zaczął wydawać mu się przyjemniejszy, mimo uciążliwego deszczu oraz wstawania. Natychmiast zerwał się z łóżka, chcąc spotkać się już ze swoją żoną. Po krótkim prysznicu i włożeniu na siebie dosyć eleganckich ciuchów (praca Aurora do czegoś  go zobowiązywała), zszedł na dół po skrzypiących schodach i wpadł do kuchni, by od razu przytulić swą żonę, która stała przy patelni.
- Mugolskie gotowanie, co? – Pocałował ją lekko w policzek i objął w pasie. Ginny jednak zachowała się neutralnie.
- Nie widzisz, że coś robię? – Odpowiedziała szorstko, nie przejmując się zalotami męża. Jednak długo nie wytrzymała w tym nastawieniu i wybuchnęła śmiechem, odwzajemniając pocałunki. Zupełnie  zapomnieli, że przy stole siedzi ich córka Lily.
- Nadal tu jestem… - Powiedziała donośnie rudowłosa córka, urywając przy tym kawałek bekonu. Rodzice automatycznie odkleili się od siebie, Ginny wróciła do gotowania, wciąż uśmiechnięta, zaś Harry usiadł przy Lily, całując ją w policzek.
- Jak u ciebie kochanie? – Spytał się z uśmiechem, wiedząc, że Lily czuje się samotna bez rodzeństwa, a także rozgoryczona faktem, iż musi wytrzymać jeszcze dwa lata, aby wyjechać do Hogwartu. Z tego powodu cały czas dopytywała się o Szkołę Magii i Czarodziejstwa oraz o to,  jak idzie jej braciom w nauce. Dociekliwością dorównywała małej Ginny sprzed wielu lat, gdy to ona stała na stacji Kings Cross, obserwując wyjeżdżające rodzeństwo.
- Tak jak zwykle…śniły mi się dziwne błyski, jakby ktoś rzucał zaklęcie – powiedziała, wpatrując się jasnobrązowymi oczami w tatę.
- Może dlatego, że tyle myślisz o edukacji w Hogwarcie. Pamiętaj, na każdego przychodzi czas i na pewno będziesz najmądrzejszą czarownicą na całym roku – uspokoił ją Harry i mocną objął. Dziewczynka się uśmiechnęła i odwzajemniła uścisk.
- Chciałabym ci tylko powiedzieć, że jesteś najlepszym tatą na świecie – szepnęła mu do ucha.
****
                Harry Potter próbował spokojnie przejść przez tłum ludzi w Ministerstwie Magii, lecz było to wręcz niemożliwe. Nieco już zirytowany, niegrzecznie przepchnął się przez stojących, by dostać się do windy. Od razu wpadł na swojego przyjaciela, Rona.
- Poniedziałek. Ludzi więcej niż zwykle – powiedział rudowłosy, oczekując na windę. – Nazbierało się tu ich jak na obniżkach…
                Harry pokręcił głową i stał w milczeniu, póki nie weszli do windy. Trzymając mocno teczkę, spojrzał się na Rona.
- Ciekawe, czy dzisiaj się coś wydarzy. W świecie magii ostatnio zapanował aż niepokojący spokój. Nie docierają do nas żadne złe wiadomości od czasu morderstw sprzed pięciu miesięcy  - Zaczął rozmowę, przyciskając przy tym przycisk na odpowiednie piętro.
- Wieje nudą, nie  jak za naszych szkolnych czasów? – Uśmiechnął się Ron, patrząc się wprost na drzwi od windy. Po chwili jednak skierował wzrok na przyjaciela. – I w dodatku…stałeś się strasznie formalny w swojej mowie. To jest dopiero NIEPOKOJĄCE…ale przecież zapomniałem, że jesteś szefem Biuro Aurorów.
                Harry jednak nic nie odpowiedział, gdyż winda się nieoczekiwanie zatrzymała. Do wnętrza weszła czarnowłosa piękność, której szczupłe ciało odziane było w czarną, elegancką sukienkę. Przyjaciele od razu zareagowali , wpatrzeni w nią i dopiero po chwili zrozumieli, iż jest to Cho Chang. Mimo, iż także była Aurorką, nie widzieli jej za często. Teraz jednak mieli się na co napatrzeć, gdyż dawna Krukonka była bardzo ładna.
- O kurka… - szepnął Weasley, szarpiąc Harry’ego. Ten spojrzał się ukradkiem na przyjaciela, tłumacząc mu spojrzeniem, by się uspokoił.
- Cześć Harry, cześć Ron – Cho uśmiechnęła się delikatnie. – Co u Was? Żadne wieści nie napływają?
                Harry podrapał się po głowie, odwzajemniając uśmiech.
- Nie, nie…to co zwykle – powiedział, próbując zachować powagę w tonie. Winda ponownie się zatrzymała, ale już na ich piętrze. Przeszli więc przez ciemny korytarz, tuż za panną Chang, która stukała miarowo szpilkami. Ron nadal miał rozwartą buzię.
- Przypomnij sobie, że masz Hermione – szepnął Harry, jednak sam był otumaniony urokiem Cho. Ukrywał to jednak, w przeciwieństwie do swego kompana. Jednak po chwili on również się opamiętał, wchodząc do bezpośredniej Kwatery Głównej Aurorów. To co ich zdziwiło, to fakt, że prawie wszyscy Aurorzy byli zebrani w jednym miejscu i ożywili się dopiero, gdy oni weszli. Pierwszy zaczął mówić Claus, rówieśnik Harry’ego.
- Harry! Nareszcie jesteś. Dobiegły do nas wiadomości od samego Ministra Magii, iż w Ottery St. Catchpole,  magiczni mieszkańcy zauważyli, iż w jednym z domów, gdzie mieszkał stary czarodziej, doszło do jakiejś awantury. Uważali, że błysnął nawet snop światła, pasujący do zaklęcia Avada Kedavra, a nad chatką unosił się zielony dym. Jeden z nich, zauważył także uciekającą postać w czarnej szacie, która…wybiła się w powietrze. Bali się jednak tam podejść. Owym mieszkańcom był niejaki Cormack, Avery Cormack. Ponoć mógł być jednym z popleczników Czarnego Pana, lecz…nic o tym nie wiadomo. I… - tutaj ściszył głos, przełykając ślinę. – Mógł współpracować ze Srebrnym Wężem. Co prawda, nie wiadomo czy ta persona w ogóle istnieje, jednak wiesz, pięć miesięcy temu doszły do nas słuchy o prawdopodobnym jego istnieniu i o tym, że to on mógł być zamieszany w te morderstwa. – Claus zakończył swoje długie wyjaśnienia, z oczekiwaniem patrząc się na swego szefa. Potter wyglądał na zaskoczonego, a równocześnie na skupionego. Ron miał tylko wybałuszone oczy, zaś Cho intensywnie nad czymś rozmyślała.
- Także, rozumiem, iż Minister Magii oczekuje również tego, że zabiorę się tam wraz z paroma Aurorami i przejrzę miejsce zbrodni? Ale wiecie, że jeżeli było to morderstwo, zabójca wybił się w powietrze zostawiając zielony dym i Cormack mógł współpracować z Czarnym Panem, a nawet z „niewiadomym pochodzenia” Srebrnym Wężem, to…musimy rozpocząć tak zwane śledztwo? – Wreszcie zabrał głos Harry. Wszyscy odpowiedzieli twierdząco „Tak” i wyglądali jakby już zaraz mieli stoczyć III Bitwę Czarodziejów.
- W takim razie… - powiedział spokojnie Harry, chociaż w jego tonie można było wyczuć   nutkę niepokoju – nie ma czasu do stracenia! Wybiorę się tam z Ronem, Clausem i…Cho, a wy wyślijcie list do Ministra Magii w moim imieniu, że wybrałem się do Ottery St. Catchpole i złożę relacje od razu gdy wrócę.
                Po chwili cała czwórka zniknęła w korytarzu, zostawiając resztę Aurorów samych.
***
                Wielkie, metalowe drzwi zamknęły się donośnie. Do Sali, spokojnym krokiem wszedł mężczyzna w czarnej szacie i peszącą go blizną. Szedł wzdłuż wielkiego, zakurzonego stołu, stukając mokasynami.
- Panie, przyszedłem. Wykonałem swe zadanie. Avery Cormack nie żyje – powiedział pokornym tonem, zwracając się do posągu mężczyzny osaczonego wężami. Skłonił się po chwili nisko, gdy posąg zaczął bez powodu się rozbijać. Z niego wyniósł się w powietrze mężczyzna odziany w srebrną szatę, zakrywająca twarz. Z kaptura wychylały się syczące węże, dwa zielone i dwa srebrne. Ich łuski błyszczały, a źrenice agresywnie wpatrywały się w klęczącego przybysza.
- A ciało, drogi Thomasie? – Odezwał się chrapliwym, nieco nieludzkim, gdyż zbyt przenikliwym głosem mężczyzna w szacie. Klęczący drżał niespokojnie.
- Nie zdążyłem ukryć ciała, musiałem uciekać, gdyż bałem się, że inni czarodzieje tam mieszkający mnie zauważą – odpowiedział cichym tonem, przełykając głośno ślinę. Wciąż klęczał.
- Wstań, Thomasie. Mam nadzieję, ze Aurorzy nie dowiedzą się o tym wypadku. Jak tak będzie, to mnie to lekko zaniepokoi. Lecz teraz, nie przejmujmy się tym. Wykonałeś swe zadanie – mężczyzna zszedł z podestu i wyjął czarną jak węgiel różdżkę. Podniósł ją wysoko i krzyknął:
- Ja, Srebrny Wąż, urosnę w siłę i każdy, kto się ode mnie obrócił, powróci. Zapanuję nad czarodziejami i moc będę miał większą niż Czarny Pan! Anguis! – Z jego różdżki wyniósł się snop białego światła, następnie zielonego, z którego wyłoniły się dwa wielkie węże.

- Będę tym najsilniejszym…silniejszym nawet od Pottera i jego dzieci.

2 komentarze:

  1. Przez przypadek trafilam na bloga przez stronke na fb xd *o* ale naprawde zapowiada sie ciekawe, mam nadzieje, ze nie zrobisz takiej przerwy jak wczesniej

    OdpowiedzUsuń
  2. Doprawdy, intrygujące! Podoba mi się ten lekki dreszczyk emocji, czuję, że ten wstęp fabuły zapowiada większą akcję. Mam nadzieję, że ukażesz w kolejnym rozdziale Hermę, gdyż mega mi się podoba wykreowanie postaci: Harry, jako poważny szef Biura Aurorów i troskliwy, kochający mąż oraz ojciec, Ron, taki sam jak za szkolnych lat. Ciekawa jestem, co do nowej postaci, Clausa, którego sobie "wkleiłaś" do tego ff. Ale to dobrze, fajnie, że są nowe postacie. No i Cho, czy zamroczy w głowach bohaterów? I ciekawi mnie także, jak rozwiniesz postać Ginny; stojąca przy garach, czy niezależna kobieta, jak za dawnych lat? Cóż, czekam na więcej. Ale mi się podoba!
    K. R.

    OdpowiedzUsuń

Harry Potter - Nimbus 2000 Broom