Rozdział I.
W powietrzu
unosił się zapach jajecznicy i bekonu, zaś do uszu dobiegało bębnienie deszczu
w okno. Harry wiedział, iż zaraz musi wstać z ciepłego łóżka, spod miękkiej
pościeli i zacząć dzień, tak jak zaczynał go zwykle. Odetchnął ciężko,
pocierając oczy i sięgając w następnej chwili po okulary, leżące na szafce
nocnej, tuż obok zdjęcia rodzinnego. Widząc uśmiechniętą Ginny i swoje
szczęśliwe dzieci, poranek od razu zaczął wydawać mu się przyjemniejszy,
mimo uciążliwego deszczu oraz wstawania. Natychmiast zerwał się z łóżka, chcąc
spotkać się już ze swoją żoną. Po krótkim prysznicu i włożeniu na siebie dosyć
eleganckich ciuchów (praca Aurora do czegoś go zobowiązywała), zszedł na dół po
skrzypiących schodach i wpadł do kuchni, by od razu przytulić swą żonę, która
stała przy patelni.
- Mugolskie gotowanie, co? – Pocałował ją lekko w policzek i
objął w pasie. Ginny jednak zachowała się neutralnie.
- Nie widzisz, że coś robię? – Odpowiedziała szorstko, nie
przejmując się zalotami męża. Jednak długo nie wytrzymała w tym nastawieniu i
wybuchnęła śmiechem, odwzajemniając pocałunki. Zupełnie zapomnieli, że przy stole siedzi ich córka
Lily.
- Nadal tu jestem… - Powiedziała donośnie rudowłosa córka, urywając
przy tym kawałek bekonu. Rodzice automatycznie odkleili się od siebie, Ginny
wróciła do gotowania, wciąż uśmiechnięta, zaś Harry usiadł przy Lily, całując
ją w policzek.
- Jak u ciebie kochanie? – Spytał się z uśmiechem, wiedząc,
że Lily czuje się samotna bez rodzeństwa, a także rozgoryczona faktem, iż musi
wytrzymać jeszcze dwa lata, aby wyjechać do Hogwartu. Z tego powodu cały czas
dopytywała się o Szkołę Magii i Czarodziejstwa oraz o to, jak idzie jej braciom w nauce. Dociekliwością
dorównywała małej Ginny sprzed wielu lat, gdy to ona stała na stacji Kings
Cross, obserwując wyjeżdżające rodzeństwo.
- Tak jak zwykle…śniły mi się dziwne błyski, jakby ktoś
rzucał zaklęcie – powiedziała, wpatrując się jasnobrązowymi oczami w tatę.
- Może dlatego, że tyle myślisz o edukacji w Hogwarcie.
Pamiętaj, na każdego przychodzi czas i na pewno będziesz najmądrzejszą
czarownicą na całym roku – uspokoił ją Harry i mocną objął. Dziewczynka się
uśmiechnęła i odwzajemniła uścisk.
- Chciałabym ci tylko powiedzieć, że jesteś najlepszym tatą
na świecie – szepnęła mu do ucha.
****
Harry
Potter próbował spokojnie przejść przez tłum ludzi w Ministerstwie Magii, lecz
było to wręcz niemożliwe. Nieco już zirytowany, niegrzecznie przepchnął się
przez stojących, by dostać się do windy. Od razu wpadł na swojego przyjaciela,
Rona.
- Poniedziałek. Ludzi więcej niż zwykle – powiedział
rudowłosy, oczekując na windę. – Nazbierało się tu ich jak na obniżkach…
Harry
pokręcił głową i stał w milczeniu, póki nie weszli do windy. Trzymając mocno
teczkę, spojrzał się na Rona.
- Ciekawe, czy dzisiaj się coś wydarzy. W świecie magii
ostatnio zapanował aż niepokojący spokój. Nie docierają do nas żadne złe
wiadomości od czasu morderstw sprzed pięciu miesięcy - Zaczął rozmowę, przyciskając przy tym
przycisk na odpowiednie piętro.
- Wieje nudą, nie jak
za naszych szkolnych czasów? – Uśmiechnął się Ron, patrząc się wprost na drzwi
od windy. Po chwili jednak skierował wzrok na przyjaciela. – I w dodatku…stałeś
się strasznie formalny w swojej mowie. To jest dopiero NIEPOKOJĄCE…ale przecież
zapomniałem, że jesteś szefem Biuro Aurorów.
Harry
jednak nic nie odpowiedział, gdyż winda się nieoczekiwanie zatrzymała. Do
wnętrza weszła czarnowłosa piękność, której szczupłe ciało odziane było w
czarną, elegancką sukienkę. Przyjaciele od razu zareagowali , wpatrzeni w nią i
dopiero po chwili zrozumieli, iż jest to Cho Chang. Mimo, iż także była
Aurorką, nie widzieli jej za często. Teraz jednak mieli się na co napatrzeć,
gdyż dawna Krukonka była bardzo ładna.
- O kurka… - szepnął Weasley, szarpiąc Harry’ego. Ten
spojrzał się ukradkiem na przyjaciela, tłumacząc mu spojrzeniem, by się
uspokoił.
- Cześć Harry, cześć Ron – Cho uśmiechnęła się delikatnie. –
Co u Was? Żadne wieści nie napływają?
Harry
podrapał się po głowie, odwzajemniając uśmiech.
- Nie, nie…to co zwykle – powiedział, próbując zachować
powagę w tonie. Winda ponownie się zatrzymała, ale już na ich piętrze. Przeszli
więc przez ciemny korytarz, tuż za panną Chang, która stukała miarowo
szpilkami. Ron nadal miał rozwartą buzię.
- Przypomnij sobie, że masz Hermione – szepnął Harry, jednak
sam był otumaniony urokiem Cho. Ukrywał to jednak, w przeciwieństwie do swego
kompana. Jednak po chwili on również się opamiętał, wchodząc do bezpośredniej
Kwatery Głównej Aurorów. To co ich zdziwiło, to fakt, że prawie wszyscy Aurorzy
byli zebrani w jednym miejscu i ożywili się dopiero, gdy oni weszli. Pierwszy
zaczął mówić Claus, rówieśnik Harry’ego.
- Harry! Nareszcie jesteś. Dobiegły do nas wiadomości od
samego Ministra Magii, iż w Ottery St. Catchpole, magiczni mieszkańcy zauważyli, iż w jednym z
domów, gdzie mieszkał stary czarodziej, doszło do jakiejś awantury. Uważali, że
błysnął nawet snop światła, pasujący do zaklęcia Avada Kedavra, a nad chatką
unosił się zielony dym. Jeden z nich, zauważył także uciekającą postać w
czarnej szacie, która…wybiła się w powietrze. Bali się jednak tam podejść. Owym
mieszkańcom był niejaki Cormack, Avery Cormack. Ponoć mógł być jednym z
popleczników Czarnego Pana, lecz…nic o tym nie wiadomo. I… - tutaj ściszył
głos, przełykając ślinę. – Mógł współpracować ze Srebrnym Wężem. Co prawda, nie
wiadomo czy ta persona w ogóle istnieje, jednak wiesz, pięć miesięcy temu
doszły do nas słuchy o prawdopodobnym jego istnieniu i o tym, że to on mógł być
zamieszany w te morderstwa. – Claus zakończył swoje długie wyjaśnienia, z
oczekiwaniem patrząc się na swego szefa. Potter wyglądał na zaskoczonego, a
równocześnie na skupionego. Ron miał tylko wybałuszone oczy, zaś Cho
intensywnie nad czymś rozmyślała.
- Także, rozumiem, iż Minister Magii oczekuje również tego,
że zabiorę się tam wraz z paroma Aurorami i przejrzę miejsce zbrodni? Ale wiecie,
że jeżeli było to morderstwo, zabójca wybił się w powietrze zostawiając zielony
dym i Cormack mógł współpracować z Czarnym Panem, a nawet z „niewiadomym
pochodzenia” Srebrnym Wężem, to…musimy rozpocząć tak zwane śledztwo? – Wreszcie
zabrał głos Harry. Wszyscy odpowiedzieli twierdząco „Tak” i wyglądali jakby już
zaraz mieli stoczyć III Bitwę Czarodziejów.
- W takim razie… - powiedział spokojnie Harry, chociaż w
jego tonie można było wyczuć nutkę niepokoju – nie ma czasu do stracenia!
Wybiorę się tam z Ronem, Clausem i…Cho, a wy wyślijcie list do Ministra Magii w
moim imieniu, że wybrałem się do Ottery St. Catchpole i złożę relacje od razu
gdy wrócę.
Po chwili
cała czwórka zniknęła w korytarzu, zostawiając resztę Aurorów samych.
***
Wielkie,
metalowe drzwi zamknęły się donośnie. Do Sali, spokojnym krokiem wszedł
mężczyzna w czarnej szacie i peszącą go blizną. Szedł wzdłuż wielkiego,
zakurzonego stołu, stukając mokasynami.
- Panie, przyszedłem. Wykonałem swe zadanie. Avery Cormack
nie żyje – powiedział pokornym tonem, zwracając się do posągu mężczyzny
osaczonego wężami. Skłonił się po chwili nisko, gdy posąg zaczął bez powodu się
rozbijać. Z niego wyniósł się w powietrze mężczyzna odziany w srebrną szatę,
zakrywająca twarz. Z kaptura wychylały się syczące węże, dwa zielone i dwa
srebrne. Ich łuski błyszczały, a źrenice agresywnie wpatrywały się w klęczącego
przybysza.
- A ciało, drogi Thomasie? – Odezwał się chrapliwym, nieco
nieludzkim, gdyż zbyt przenikliwym głosem mężczyzna w szacie. Klęczący drżał
niespokojnie.
- Nie zdążyłem ukryć ciała, musiałem uciekać, gdyż bałem
się, że inni czarodzieje tam mieszkający mnie zauważą – odpowiedział cichym
tonem, przełykając głośno ślinę. Wciąż klęczał.
- Wstań, Thomasie. Mam nadzieję, ze Aurorzy nie dowiedzą się
o tym wypadku. Jak tak będzie, to mnie to lekko zaniepokoi. Lecz teraz, nie
przejmujmy się tym. Wykonałeś swe zadanie – mężczyzna zszedł z podestu i wyjął
czarną jak węgiel różdżkę. Podniósł ją wysoko i krzyknął:
- Ja, Srebrny Wąż, urosnę w siłę i każdy, kto się ode mnie
obrócił, powróci. Zapanuję nad czarodziejami i moc będę miał większą niż Czarny
Pan! Anguis! – Z jego różdżki wyniósł się snop białego światła, następnie
zielonego, z którego wyłoniły się dwa wielkie węże.
- Będę tym najsilniejszym…silniejszym nawet od Pottera i
jego dzieci.
Przez przypadek trafilam na bloga przez stronke na fb xd *o* ale naprawde zapowiada sie ciekawe, mam nadzieje, ze nie zrobisz takiej przerwy jak wczesniej
OdpowiedzUsuńDoprawdy, intrygujące! Podoba mi się ten lekki dreszczyk emocji, czuję, że ten wstęp fabuły zapowiada większą akcję. Mam nadzieję, że ukażesz w kolejnym rozdziale Hermę, gdyż mega mi się podoba wykreowanie postaci: Harry, jako poważny szef Biura Aurorów i troskliwy, kochający mąż oraz ojciec, Ron, taki sam jak za szkolnych lat. Ciekawa jestem, co do nowej postaci, Clausa, którego sobie "wkleiłaś" do tego ff. Ale to dobrze, fajnie, że są nowe postacie. No i Cho, czy zamroczy w głowach bohaterów? I ciekawi mnie także, jak rozwiniesz postać Ginny; stojąca przy garach, czy niezależna kobieta, jak za dawnych lat? Cóż, czekam na więcej. Ale mi się podoba!
OdpowiedzUsuńK. R.